19 września 2012

Your body is a machine. / Krótkie coś z Harrym, ni to opowiadanie, ni to imagin


Chyba założę bloga na narzekanie. Specjalnego rodzaju, dla Buraka. No bo widział ktoś, żeby nauczyciel zadawał 3 strony pracy domowej, a następnego dnia mówił, że on nie jest tak głupi, by cokolwiek dać do domu? Żałoba.

------------------------------------------------------------------------------------------

- You are my kryptonite… - dziewczyna śpiewała tak pięknie, że wszyscy oniemieli z zachwytu. Widownia wpatrywała się w nią zaciekawiona, natomiast ona tak zatraciła się w piosence, iż nic dookoła niej nie istniało. Gdy skończyła, usłyszała takie brawa, jak nikt jeszcze na tej sali. Uśmiechając się, zaszła ze sceny.
   - Byłaś genialna! –Harry już czekał -  Camille, jak ty to robisz?
- Jakoś się udaje. – odrzekła, jak zawsze skromnie. Ona nie rozumiała, że ludzie ją podziwiają.
   Pewnym siebie krokiem ominęła chłopaka i skierowała się do łazienki, by poprawić makijaż. Pchnęła drzwi i stanęła naprzeciwko lustra, wyjmując z torebki kosmetyki. Pokazało ono odbicie bardzo ładnej dziewczyny z ciemnymi włosami średniej długość i zielonymi oczami. Twarz wręcz promieniała – Cam codziennie była wesoła. Dokonując drobnych poprawek w wyglądzie, cieszyła się na myśl o zobaczeniu Matt’a – jej chłopaka.
Gotowa, wyszła z toalety i zatrzymała się, wryta w posadzkę. Jej ukochany całował się na parapecie z jakąś dziewczyną. Objęci, dopiero po chwili dostrzegli Camille. Matt natychmiast odsunął się od owej blondynki i ruszył szybkim krokiem w stronę swojej dziewczyny. Nie czekała, bo i po co? Wybiegła, nie bacząc na zimno i skręciła ścieżką w stronę lasu.
Harry, obserwujący całego zajście z boku, podszedł do Matt’a i wymierzył mu siarczystego policzka.
- Ona nie jest ciebie warta. – rzucił na odchodnym, spluwając byłemu chłopakowi Cam pod nogi.
   Swoje kroki skierował do szatni, skąd zabrał ich kurtki. Ta jego pachniała ostrym powietrzem, natomiast dziewczyny – cytryną i bazylią, jej ulubionymi perfumami. Zakładając ubranie, wyszedł na podwórze i rozejrzał się wokoło. Wzrok chłopaka padł na lasek.
Tak, na pewno jestem tam, pomyślał i udał się w ową stronę. Przeszedł przez mniej zalesioną część, do urwiska. Na jego skraju siedziała Camille. Skąpana w blasku księżyca, jedynie w cienkiej sukience i z rozwianymi włosami, wyglądała niczym nimfa leśna. Powoli podszedł, aby jej nie wystraszyć, założył kurtkę na drżące ciało dziewczyny, po czym przytulił ją do siebie. Lekko odwróciła głowę, przyglądając się mu nie jak zwykłemu przyjacielowi, lecz jako ukochanemu. Stwierdziła, że był bardzo ładny, ale nie to się liczyło. Ważny był fakt, iż Harry wspierał ją wszędzie, zawsze i kiedykolwiek  to poprosiła. Naprawdę czuła, że to jemu może powierzyć swoje serce. Spojrzenia dwójki się spotkały, a ich usta połączyły w dowodzie wiecznej miłości.
Trzymając się za ręce ruszyli do nikąd – miejsca, w którym nikt nie mógł zakłócić ich spokoju. Idąc przez las niewiele rozmawiali. Wystarczała im własna bliskość.
- Zawsze cię kochałem. – Hazza rozpromienił się.
- Dobrze, że to zrozumiałam.
Księżyc był jedynym świadkiem ich długiego i namiętnego pocałunku.


PS. Jestem świadoma faktu, że wchodzicie. Mają być komentarze, a jak nie, to Was odwiedzę nocą. Z Bułkersem, huehue.

DROGI IGORZE, DOBRZE WIEM, IŻ TO CZYTASZ, ALE NIE KOMENTUJESZ, POZDROWIENIA ODE MNIE I OD KAROLKA, TAK, TAK, BÓJ SIĘ, TO GROŹBA JEST.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz