28 marca 2013

Whatever

Przepraszam, że tak rzadko do Was zaglądam, co nie? Nikt mnie nie motywuje, komentarzy popędzających nawet nie ma. Przydałby mi się kop w cztery litery. Pokomplikowało się odrobinkę. Ech. One second change your whole life, zapamiętajcie to sobie. Nie jestem tego w stanie pojąć. Poniedziałek i wtorek (początek przynajmniej) był cudowny. A wtorkowy wieczór... Nie, nie, nie, dziękujemy za takie wieczory.
Btw, Justin był wspaniały. Na przemian mdlałam, płakałam, dostawałam drgawek lub histerycznego śmiechu, ale najprawdziwszy płacz rozpoczął się po wyjściu z Areny i trwa do dziś, gdy tylko sobie przypomnę o koncercie (w sumie to wychodzi jakieś 24 godziny dziennie), choć nadal sądzę, że był to tylko piękny, przepiękny sen. Siedzę sobie i oglądam powtórkę "Ed Sheeran vs the rest of the world" i myślę, jak to się dzieje, że na świecie istnieje tyle genialnych osób, a taka na przykład ja nie mam żadnego talentu.
Wczoraj Wiktoria wysłała mi obrazek tęczy z dopiskiem "I don't care", chyba muszę zrobić to, co ta tęcza. So I don't care. I taką mam minkę, no, wyobraźcie sobie. Mam taki nastrój, że nawet mama wyczuła, iż nie ma we mnie życia, a to znaczy, że coś rzeczywiście jest na rzeczy. Mam dość, nie? O, właśnie. Piszę sobie tego posta, jednocześnie pisząc drugiego, tak na powitanie. Tamten będzie jakiś taki sztucznie wesoły. A jeśli mi ktokolwiek przypomni (w co wątpię, bo nikt już pewnie tego nie czyta), to niedługo dodam coś, co poszło na konkurs pisarski i wygrało.
Chyba rzucam pisanie. Whatever.

----------------------------------------------------

Taki jakiś nijaki z Harrym. Bardzo nijaki, bo ja jestem bardzo nijaka. A tu piosenka, dobrze by było, gdybyście przeczytali tłumaczenie jeśli nie rozumiecie.

   Siedziałem w autobusie z nosem przyklejonym do szyby. Patrzyłem na cały świat, zły świat, o którym tak bardzo chciałem zapomnieć. To dlatego, że ona była moim światem. Spojrzałem na swój nadgarstek. Obrzuciłem płytkim spojrzeniem wszystkie cięcia na nim. Siedemdziesiąt cztery. Już tyle czasu minęło...
   Nie wiem, czego jej nie dałem, a powinienem. Oparłem się o zagłówek siedzenia i zamknąłem oczy. Nie miałem żadnego celu, pomysłu, gdzie się udać, więc równie dobrze mogłem jeździć tym autobusem aż do skończenia jego kursowania, a potem wysiąść i gdziekolwiek się przejść. Jednak gdy tylko spróbowałem się odprężyć, do umysłu znowu dotarły te wspomnienia sprzed tylu dni.
   Stałem w drzwiach i patrzyłem, jak Cornelia się pakuje. Nic nie robiłem, może zwyczajnie nie byłem w stanie się ruszyć? Opierałem się o framugę i waliłem w nią czołem. Ból pozwalał mi zrozumieć, co się działo wkoło. Płakałem, ale ona była nieugięta. Pierwszy raz w życiu płakałem, przynajmniej przy kimś. 
- Dlaczego? - wyszeptałem tak cicho, że nie usłyszała. - Dlaczego? - powtórzyłem głośniej po krótkiej chwili.
Zawahała się. Spojrzała na mnie, podeszła i położyła rękę na moim ramieniu.
- Tak będzie lepiej, Harry. Musisz w to uwierzyć.
Pogłaskała mnie wierzchem dłoni po policzku, a ja zamknąłem oczy ostatni raz i nie otworzyłem ich dopóki nie usłyszałem trzaśnięcia drzwi.
   Nie chciałem patrzeć, jak odchodzi. Nie po tym, jak przez tyle lat budowaliśmy udany związek. Najpierw myślałem, że to przez karierę naszego zespołu. Że nie chce mi przeszkadzać. "Robi to dla mojego dobra" - powtarzałem sobie, lecz tak naprawdę w głębi serca wiedziałem, że wtedy moje dobro już zupełnie jej nie obchodziło.
   Największy szok nadszedł, gdy pewnego słonecznego dnia, zmęczony całonocnym powtarzaniem mojej mantry - "Tak będzie lepiej. Musisz w to uwierzyć." - byłem już prawie przekonany, że wreszcie się ułoży. Miałem w planach pójść do niej i walczyć, żeby wróciła.
   I właśnie wtedy zobaczyłem ją idącą przez nasz park koło mojego domu, trzymającą za dłoń jakiegoś chłopaka. Zrozumiałem, że tylko o to od początku chodziło. Bała się mi powiedzieć, że woli innego. Myślała, że coś jej zrobię? Że urządzę histerię? Nie mogłem tego pojąć. Po cichu wycofałem się wtedy do domu i siadłem. I od tamtej pory zacząłem odznaczać każdy dzień jej odejścia osobnym cięciem.
   Poczułem szarpanie i otrząsnąłem się z głębokich rozmyślań. Kierowca autobusu stał nade mną, ale niewiele słyszałem. Chyba dlatego, że znów płakałem. Zdziwił się. Przecież rzadko widzi się sławę w autobusie, na dodatek zrozpaczoną. W środku cieszyłem się, że to nocny, ostatni kurs, i nikogo nie było, fanek, obcych pasażerów. Po prostu wysiadłem, nie szczycąc człowieka żadną odpowiedzią. Ruszyłem w kierunku parku, wbijając ręce w kieszenie. Siadłem na najbliższej ławce, która jednak nie była tylko paroma zbitymi deskami. To była ławka moja i jej, ta, na której pierwszy raz się spotkaliśmy. Uniosłem głowę w górę, żeby móc widzieć wszystkie gwiazdy, i zacząłem nucić coś pod nosem.
   Nawet nie zauważyłem, kiedy się dosiadła. Minęło trochę czasu, nim oderwałem wzrok od sklepienia, by zerknąć w prawo i zobaczyć ją. Przyglądała mi się. Dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem. Uśmiechała się i, mimo niskiej temperatury, ubrana była w letnią, kwiecistą sukienkę. Miała rozpuszczone włosy, ułożone tak jak lubiłem. Z grzywką, wyprostowane, natomiast kosmyki tuż koło twarzy zakręcone na lokówce. Wyglądała uroczo. Policzki delikatnie się czerwieniły, ręce złożyła na nogach, jedną na drugiej. Tym samym gestem otarcia policzka, którym wtedy mnie żegnała, tym razem mnie przywitała.
- Cześć, Harry.
   Jej anielski głos mnie zaskoczył. Brzmiał, jakby nagle rozdzwoniło się kilka tysięcy srebrnych dzwoneczków. Zapatrzyłem się w jej oczy i nie byłem w stanie wykrztusić słowa.
- Spójrz na gwiazdy. - wydukałem po jakimś czasie. - One błyszczą dla ciebie, ale nie tak mocno, jak twoje oczy.
   Przechyliła głowę i uśmiechnęła się szerzej.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić, Harry?
   Nie rozumiałem, o czym mówi.
- Z tobą wszystko, wiesz o tym.
   Taka była prawda. Dla niej mogłem zrobić nawet najgłupszą rzecz. Wyciągnęła ku mnie rękę, tak, bym miał wybór - odtrącić ją lub ująć. Niepewnie zerknąłem na jej oblicze i już wiedziałem.
- Pójdziesz ze mną?
- Oczywiście.
   Splotłem swoje palce z jej, zimnymi oraz smukłymi, ruszając pewnym krokiem za nią. Niewiele rozmawialiśmy, a właśnie robiłem coś okrutnie głupiego. Dla niej, której nie widziałem tyle czasu. Ale wiedziałem, że gdy już to zrobię, nie będę miał jak żałować. Byłbym szczęśliwy wszędzie, byle z nią. Jednak miałem przeczucie, że u celu zostanę sam. Mimo to ten spacer ramię w ramię z nią wynagradzał mi wszystko. Ruszyliśmy w kierunku najbliższej latarni oświetlającej drogę bardzo jasnym światłem. Nie zastanawiałem się wtedy nad tym, ale zdecydowanie świeciła zbyt jasno.


* * *


   Głos z telewizora był oschły i nieprzyjemny. Gemma siedziała w fotelu przed telewizorem i oglądała poranne wiadomości, pijąc codzienną dawkę kawy, by się rozbudzić. Jej brat, Harry, znów nie wrócił na noc, więc czekała na jakiś znak od niego lub pojawienie się jego sylwetki w drzwiach. Błądziła wzrokiem po telewizorze i całym pokoju, dostając świra od buczenia pralki. Ich mama stała w łazience i obserwowała uważnie urządzenie. Dziewczyna wiedziała, że płacze, bo się martwi. Nagle napis na ekranie przykuł jej wzrok. 
- Wyłącz tę pralkę! Wyłącz ją, do cholery! - krzyknęła, zanim kobieta zdążyła zareagować.
   Natychmiast posłuchała polecenia córki i wbiegła czym prędzej do pokoju.
- W parku miejskim przy ulicy Collinsa znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Prawdopodobnie przedawkował narkotyki, niewykluczona jest także możliwość opicia się. Miał przy sobie dokumenty, co ułatwiło jego zidentyfikowanie, choć myślę, że nie byłoby to potrzebne, bo jego twarz jest bardzo znana w naszym show biznesie... Harry Styles, członek zespołu One Direction nie żyje. Dokładnie badania...
   Kubek z kawą roztrzaskał się o podłogę. Głos z telewizji wciąż kontynuował swój monolog.


-----------------------------------------------

Nie wiem co to jest, błagam, nie bijcie mnie. Dziś wieczorem albo jutro dodam kolejne, wesolutkie opowiadanie. To mi się kompletnie nie podoba, jakieś takie bezpłciowe. Whatever. Whatever. Whatever.

+ Chciałabym podziękować, że mimo mojej nieobecności, mamy tyle wyświetleń. Normalnie was kocham!