19 września 2012

Czy to ptak? Czy to samolot? NIE, to imagin zupełnie niezwiązany z tematem blogaska, czyli jeden z tych, których dodam tu dużo

Moje życie w szkole jest złe, moje życie poza szkołą jest złe, wszystko jest złe. No, prawie wszystko. Sweterki nie są złe. Szczególnie te białe w różowe serduszka.

Imagin z gatunku imaginów, które są bardziej smutne niż wesołe, ale jakoś przy nim nie płakałam. To pewnie ta moja psychika tu zawiniła. Więc - jest smutny i krótki, enjoy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------


Stali w deszczu i trzymali się za ręce. Sceneria wokoło nie sprzyjała pożegnaniu, szare bloki rozmywały się w strugach brudnej wody, ostatnie liście tworzyły kolorowy dywan na chodniku.
- Naprawdę musisz lecieć, Maciek? – spytała, dołączając do kropel wody z nieba własne łzy. – Naprawdę? – opuściła wzrok na burą ziemię.
Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w usta. Był smutny. Wszystko wokół było smutne.
- Naprawdę. Wrócę za parę miesięcy. Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. Ja Ciebie też. Ale to nie zmienia faktu, że wyjeżdżasz. – wydobyła rękę z uścisku chłopaka, odwróciła się na pięcie i odeszła. Ich niezbyt romantyczne ostatnie spotkanie w przeciągu kilkudziesięciu dni właśnie dobiegło końca przy głośnym akompaniamencie szlochów.

* * *

Siedziała na kanapie i patrzyła uparcie na zegar wiszący na ścianie. 17:00. Już. Wyleciał. Nie chciała odprowadzać go na lotnisko. Oboje stwierdzili, że tak będzie lepiej, że już powiedzieli sobie wszystko, co mieli sobie do powiedzenia. Podniosła z oparcia sofy pilota i włączyła telewizor. Speaker czytał jakieś głupie newsy o pupilach gwiazd, gdy nagle jego twarz stężała i przerwał:
- Wstrzymujemy na chwilę z powodu ważnych wydarzeń. Otóż parę minut temu samolot lecący do Anglii zaczął płonąć w powietrzu z powodu usterki silnika. Spadł niedaleko Warszawy. Na bieżąco będziemy podawać liczbę ofiar.
Anglia. Koło stolicy. Maciej. Samolot. Katastrofa.
Zamurowało ją. Nie miała siły ani odwagi zrobić nic, oprócz wybuchnięcia płaczem.

* * *
Przykucnęła na podłodze koło łóżka. Jej życie właśnie straciło sens. Kończyła przepraszający i zarazem pożegnalny list do rodziców. Obok na podłodze leżał laptop i komórka. Wyklikała ostatniego tweet’a, wyłączyła urządzenie i wzięła opakowanie Accodniu. Drugą, wolną ręką odkręciła wódkę i po kolei łykała tabletki. Pokój powoli się rozmywał, ledwo widziała na oczy. W ostatniej chwili do jej uszu doszedł delikatny dźwięk wiadomości. Drżącymi dłońmi podniosła telefon i spojrzała na wyświetlacz, na którym litery układały się w imię jej ukochanego.
- Maciek… - wyszeptała.
Płytko oddychając otworzyła sms’a, czytała jak opętana, choć naprawdę już połowa życia z niej uleciała.
„Kochanie, nie martw się. Nie poleciałem tym samolotem do Anglii. Zrozumiałem, że nie mógłbym Cię zostawić. Spotkamy się później, dobrze? Kocham Cię, już jadę.”
- Później… Tak, Maciusiu. Oby jak najpóźniej.
Uśmiechała się. Kończąc swoje życie, pozwoliła sobie na najszczerszy uśmiech na całym świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz