Imagin z gatunku imaginów, które są bardziej smutne niż wesołe, ale jakoś przy nim nie płakałam. To pewnie ta moja psychika tu zawiniła. Więc - jest smutny i krótki, enjoy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Stali w deszczu i trzymali się za ręce. Sceneria wokoło nie
sprzyjała pożegnaniu, szare bloki rozmywały się w strugach brudnej wody,
ostatnie liście tworzyły kolorowy dywan na chodniku.
- Naprawdę musisz lecieć, Maciek? – spytała, dołączając do
kropel wody z nieba własne łzy. – Naprawdę? – opuściła wzrok na burą ziemię.
Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w usta.
Był smutny. Wszystko wokół było smutne.
- Naprawdę. Wrócę za parę miesięcy. Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. Ja Ciebie też. Ale to nie zmienia faktu, że
wyjeżdżasz. – wydobyła rękę z uścisku chłopaka, odwróciła się na pięcie i
odeszła. Ich niezbyt romantyczne ostatnie spotkanie w przeciągu kilkudziesięciu
dni właśnie dobiegło końca przy głośnym akompaniamencie szlochów.
* * *
Siedziała na kanapie i patrzyła uparcie na zegar wiszący na
ścianie. 17:00. Już. Wyleciał. Nie chciała odprowadzać go na lotnisko. Oboje
stwierdzili, że tak będzie lepiej, że już powiedzieli sobie wszystko, co mieli
sobie do powiedzenia. Podniosła z oparcia sofy pilota i włączyła telewizor.
Speaker czytał jakieś głupie newsy o pupilach gwiazd, gdy nagle jego twarz
stężała i przerwał:
- Wstrzymujemy na chwilę z powodu ważnych wydarzeń. Otóż
parę minut temu samolot lecący do Anglii zaczął płonąć w powietrzu z powodu usterki
silnika. Spadł niedaleko Warszawy. Na bieżąco będziemy podawać liczbę ofiar.
Anglia. Koło stolicy.
Maciej. Samolot. Katastrofa.
Zamurowało ją. Nie miała siły ani odwagi zrobić nic, oprócz
wybuchnięcia płaczem.
* * *
Przykucnęła na podłodze koło łóżka. Jej życie właśnie
straciło sens. Kończyła przepraszający i zarazem pożegnalny list do rodziców.
Obok na podłodze leżał laptop i komórka. Wyklikała ostatniego tweet’a,
wyłączyła urządzenie i wzięła opakowanie Accodniu. Drugą, wolną ręką odkręciła
wódkę i po kolei łykała tabletki. Pokój powoli się rozmywał, ledwo widziała na
oczy. W ostatniej chwili do jej uszu doszedł delikatny dźwięk wiadomości.
Drżącymi dłońmi podniosła telefon i spojrzała na wyświetlacz, na którym litery
układały się w imię jej ukochanego.
- Maciek… - wyszeptała.
Płytko oddychając otworzyła sms’a, czytała jak opętana, choć
naprawdę już połowa życia z niej uleciała.
„Kochanie, nie martw
się. Nie poleciałem tym samolotem do Anglii. Zrozumiałem, że nie mógłbym Cię
zostawić. Spotkamy się później, dobrze? Kocham Cię, już jadę.”
- Później… Tak, Maciusiu. Oby jak najpóźniej.
Uśmiechała się. Kończąc swoje życie, pozwoliła sobie na
najszczerszy uśmiech na całym świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz