18 września 2012

Imagin całkiem oderwany od rzeczywistości.

Jest to tekst napisany dla mnie. Od mojej kochanej Julki. To był jej sen. Sen, w którym byłyśmy razem. W którym NARESZCIE byłyśmy razem.
Sami oceńcie, jaki to typ 'imagina'. Bo, chociaż się popłakałam, nie jest on dla mnie smutny. Dla mnie.

Muzyka.


   Śnił mi się sen o naszym pierwszym spotkaniu. Wysiadłam z pociągu, a Ty tam stałaś  i się uśmiechałaś. Miałaś taki piękny uśmiech, jak Harry. Oczywiście, jak to przy spotkaniach bywa, powitałyśmy się, przytuliłyśmy (kocham się przytulać) i poszłyśmy gdzieś, rozmawiając.

   Tam, gdzie podążałyśmy, była taka piaszczysto-kamienna droga, która pięła się lekko pod górę, ale nie zakręcała, wokoło trochę drzew, roślin, a my szłyśmy same. Słońce świeciło, patrzyłam przed siebie, wprost na urwisko, które zdawało się stykać z niebem. I my tam usiadłyśmy, pod naszymi stopami rozpościerały się skały i chmury.

   Więc musiałyśmy być strasznie wysoko, prawda?

   I Ty wydawałaś mi się taka krucha i malutka, że aż chciałam się objąć, dlatego to zrobiłam. Objęłam Cię najmocniej, jak potrafiłam, przecież chciałam, żebyś na zawsze zapamiętała ten uścisk. Rzeczywiście byłaś krucha i malutka, zupełnie jak Louis, jeszcze przy mnie ubranej na czarno z wojskowym plecakiem, w martensach. Potem się trochę odsunęłam, akurat tak, żeby widzieć Twoją twarz. Wzięłam Cię za rękę i wychyliłam się nad krawędzią, chyba po to, by zobaczyć, jak daleko jest dno wąwozu. Ale dna nie było widać, musiało być strasznie głęboko. Powiedziałam, że skok z takiego miejsca to nie mój wymarzony sposób na samobójstwo, że myślałam o tabletkach, ale ten jest romantyczniejszy. I może mi się wydawało, bo wiał mocny wiatr, ale śpiewałaś „Porcelain”.

   Chyba strasznie lubisz tę piosenkę.

   Ty odpowiedziałaś, że jeśli już, to tylko środki nasenne brałaś pod uwagę.

   Tak umierali wszyscy dobrzy ludzie w Twoich opowieściach, nie?

   Ja, patrząc na Ciebie, powiedziałam, że tabletki rozważałam przy samotnej śmierci. Samotnej. Ale co, jeśli miałybyśmy umrzeć razem? Wstałyśmy, nadal trzymając się za ręce, a ja spytałam, czy jesteś gotowa. Ty, uśmiechając się, trochę ze strachem, trochę z miłością (to była miłość do mnie, wiesz?), odpowiedziałaś, że ze mną poszłabyś wszędzie. I skoczyłyśmy. Tak, skoczyłyśmy. Nawet jak na sen, to jesteśmy strasznie lekkomyślne, nie? To pewnie moja wina, bo to ja zawsze prowokuję głupie reakcje, zachowania i pytania. Kiedy spadałyśmy, powiedziałam Ci, że Cię kocham, lecz to nie było zbyt ważne, bo za chwilkę miałyśmy umrzeć, co nie? Gdy coraz bliżej było tego dna, którego zaciekle wyglądałam, zobaczyłam jeziorko. Czarne, okropne, wiadomo, że zimne nawet bez wpadania w nie. Jednakże w nie wpadłyśmy, i to dość boleśnie, bowiem tak to bywa, gdy spadasz z dużej wysokości.

   Pisałam już, że bardzo długo spadałyśmy?

   A więc – bardzo długo spadałyśmy. Jeśli to jednak ma znaczenie, wciąż trzymałyśmy się za dłonie. Miałaś bardzo zimne dłonie, aż się o Ciebie bałam.

   Rozumiesz?

   Umierałyśmy, a ja bałam się o Twoje zimne dłonie. Pewnie gdybym miała czas, to wyśniłabym Ci rękawiczki. W każdym razie, woda, jak pisałam, była lodowata, tak lodowata, że aż paliła.

   Wiesz, co mam na myśli mówiąc o tym, że paliła z zimna?

   Ale się nie martwiłam, bo wciąż Cię czułam. Opadałyśmy na dół, a tam woda zaczynała się zmieniać w coś o konsystencji galarety. Przebrnęłyśmy przez nią, lecz, jak na głupim amerykańskim filmie, nie byłyśmy ani oślizgłe, ani mokre, i wypadłyśmy na łąkę. Ale nie na taką zwykłą łąkę z wysuszoną trawą i nie wiadomo czym innym.

   Dotykałaś kiedyś puchu?

   Trawa była miękka niczym puch. I wszystko cudnie pachniało. Wyobraź sobie białą czekoladę i truskawki w jednym zestawie. A potem zamknij oczy, odchyl głowę do tyłu, zaciągnij nosem powietrze i poczuj je. Wszystko tam tak pachnie.

   Wszyściuteńko.

   I tam stał Natan z Bartkiem, a ja się ucieszyłam, w końcu nie widziałam ich tak długo. Spytałaś, czy umarłyśmy, ale nie wydawałaś się zmartwiona.

   A może tylko tak sądziłam? Może byłaś zła albo nieszczęśliwa?

   Oni pokiwali głowami, ale także nie byli smutni.

   A może tylko tacy mieli być, bo takimi im być kazałam?

   Jeśli nie, to śmierć nie była straszna, bo każdy się cieszył. U nas nikt by się nie cieszył.

   Umarłyśmy. Nataniel wziął Cię za rękę, przy okazji odsuwając Cię ode mnie (bo my wciąż się stykałyśmy, wciąż miałam Twoją dłoń w swojej), a Bartek złapał mnie i zaczęli nam opowiadać, jednocześnie oprowadzając.

   Pamiętasz rozmowę o kraju idealnym? Słuchałaś jak zaczarowana, więc pewnie wiesz więcej ode mnie, bo ja z całej ich przemowy zapamiętałam tylko, że tu zaczniemy nowe życie. Z dala od ziemskich kłopotów, trosk, czekając na naszych bliskich. Tu zaczniemy nowe życie.

   Życie, które możemy spędzić razem.



Zapewne to wiesz, ale Cię kocham. <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz