Jest to tekst napisany dla mnie. Od mojej kochanej Julki. To był jej sen. Sen, w którym byłyśmy razem. W którym NARESZCIE byłyśmy razem.
Sami oceńcie, jaki to typ 'imagina'. Bo, chociaż się popłakałam, nie jest on dla mnie smutny. Dla mnie.
Muzyka.
Śnił mi się sen o naszym pierwszym spotkaniu. Wysiadłam z pociągu, a Ty tam
stałaś i się uśmiechałaś. Miałaś taki piękny uśmiech, jak Harry. Oczywiście,
jak to przy spotkaniach bywa, powitałyśmy się, przytuliłyśmy (kocham się
przytulać) i poszłyśmy gdzieś, rozmawiając.
Tam, gdzie podążałyśmy, była
taka piaszczysto-kamienna droga, która pięła się lekko pod górę, ale nie
zakręcała, wokoło trochę drzew, roślin, a my szłyśmy same. Słońce świeciło,
patrzyłam przed siebie, wprost na urwisko, które zdawało się stykać z niebem. I
my tam usiadłyśmy, pod naszymi stopami rozpościerały się skały i chmury.
Więc musiałyśmy być strasznie wysoko, prawda?
I Ty wydawałaś mi się taka
krucha i malutka, że aż chciałam się objąć, dlatego to zrobiłam. Objęłam Cię
najmocniej, jak potrafiłam, przecież chciałam, żebyś na zawsze zapamiętała ten
uścisk. Rzeczywiście byłaś krucha i malutka, zupełnie jak Louis, jeszcze przy
mnie ubranej na czarno z wojskowym plecakiem, w martensach. Potem się trochę
odsunęłam, akurat tak, żeby widzieć Twoją twarz. Wzięłam Cię za rękę i
wychyliłam się nad krawędzią, chyba po to, by zobaczyć, jak daleko jest dno
wąwozu. Ale dna nie było widać, musiało być strasznie głęboko. Powiedziałam, że
skok z takiego miejsca to nie mój wymarzony sposób na samobójstwo, że myślałam o
tabletkach, ale ten jest romantyczniejszy. I może mi się wydawało, bo wiał mocny
wiatr, ale śpiewałaś „Porcelain”.
Chyba strasznie lubisz tę piosenkę.
Ty odpowiedziałaś, że jeśli już, to tylko środki nasenne brałaś pod
uwagę.
Tak umierali wszyscy dobrzy ludzie w Twoich opowieściach, nie?
Ja, patrząc na Ciebie, powiedziałam, że tabletki rozważałam przy samotnej
śmierci. Samotnej. Ale co, jeśli miałybyśmy umrzeć razem? Wstałyśmy, nadal
trzymając się za ręce, a ja spytałam, czy jesteś gotowa. Ty, uśmiechając się,
trochę ze strachem, trochę z miłością (to była miłość do mnie, wiesz?),
odpowiedziałaś, że ze mną poszłabyś wszędzie. I skoczyłyśmy. Tak, skoczyłyśmy.
Nawet jak na sen, to jesteśmy strasznie lekkomyślne, nie? To pewnie moja wina,
bo to ja zawsze prowokuję głupie reakcje, zachowania i pytania. Kiedy
spadałyśmy, powiedziałam Ci, że Cię kocham, lecz to nie było zbyt ważne, bo za
chwilkę miałyśmy umrzeć, co nie? Gdy coraz bliżej było tego dna, którego
zaciekle wyglądałam, zobaczyłam jeziorko. Czarne, okropne, wiadomo, że zimne
nawet bez wpadania w nie. Jednakże w nie wpadłyśmy, i to dość boleśnie, bowiem
tak to bywa, gdy spadasz z dużej wysokości.
Pisałam już, że bardzo długo
spadałyśmy?
A więc – bardzo długo spadałyśmy. Jeśli to jednak ma
znaczenie, wciąż trzymałyśmy się za dłonie. Miałaś bardzo zimne dłonie, aż się o
Ciebie bałam.
Rozumiesz?
Umierałyśmy, a ja bałam się o Twoje zimne
dłonie. Pewnie gdybym miała czas, to wyśniłabym Ci rękawiczki. W każdym razie,
woda, jak pisałam, była lodowata, tak lodowata, że aż paliła.
Wiesz, co
mam na myśli mówiąc o tym, że paliła z zimna?
Ale się nie martwiłam, bo
wciąż Cię czułam. Opadałyśmy na dół, a tam woda zaczynała się zmieniać w coś o
konsystencji galarety. Przebrnęłyśmy przez nią, lecz, jak na głupim amerykańskim
filmie, nie byłyśmy ani oślizgłe, ani mokre, i wypadłyśmy na łąkę. Ale nie na
taką zwykłą łąkę z wysuszoną trawą i nie wiadomo czym innym.
Dotykałaś
kiedyś puchu?
Trawa była miękka niczym puch. I wszystko cudnie pachniało.
Wyobraź sobie białą czekoladę i truskawki w jednym zestawie. A potem zamknij
oczy, odchyl głowę do tyłu, zaciągnij nosem powietrze i poczuj je. Wszystko tam
tak pachnie.
Wszyściuteńko.
I tam stał Natan z Bartkiem, a ja się
ucieszyłam, w końcu nie widziałam ich tak długo. Spytałaś, czy umarłyśmy, ale
nie wydawałaś się zmartwiona.
A może tylko tak sądziłam? Może byłaś zła
albo nieszczęśliwa?
Oni pokiwali głowami, ale także nie byli smutni.
A może tylko tacy mieli być, bo takimi im być kazałam?
Jeśli nie, to
śmierć nie była straszna, bo każdy się cieszył. U nas nikt by się nie cieszył.
Umarłyśmy. Nataniel wziął Cię za rękę, przy okazji odsuwając Cię ode mnie
(bo my wciąż się stykałyśmy, wciąż miałam Twoją dłoń w swojej), a Bartek złapał
mnie i zaczęli nam opowiadać, jednocześnie oprowadzając.
Pamiętasz rozmowę o
kraju idealnym? Słuchałaś jak zaczarowana, więc pewnie wiesz więcej ode mnie, bo
ja z całej ich przemowy zapamiętałam tylko, że tu zaczniemy nowe życie. Z dala
od ziemskich kłopotów, trosk, czekając na naszych bliskich. Tu zaczniemy nowe
życie.
Życie, które możemy spędzić razem.
Zapewne to wiesz, ale Cię kocham. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz