Wchodzę, patrzę, mina w stylu "omg!". Tyle szkoły, tyle wszystkiego, a tu nic! Mam nadzieję, że przez te wieki (bo dwa miesiące mogą być wiekami, nie? Skoro "na zawsze" trwa trzy miesiące, to czemu wieczność nie może trwać dwóch?) został nam choć jeden czytelnik. :c Głupia szkoła, głupi ludzie, którzy kradną zeszyty od matematyki i słuchawki, głupia pani od fizyki, głupia Guma, głupia klasa, głupie wszystko. Na szczęście dzisiaj trochę luzu, bo mikołajki. Hah, popłakałam się w szkole. Otwieram prezent, a tam co? BELIEVE BY JUSTIN BIEBER! JESZCZE Z PLAKATEM! To i tak pikuś, bo Szymon dostał Playboy'a, ale powód do uciechy jest... Oceny też zadowalające, aż za dobre, wszystko powinno wrócić do normy. Jestem szczęśliwą
). W ogóle, chyba założę bloga na narzekanie. A kurczę, tego bloga mam, wieje nudą, to chyba mogę się pochwalić? Otóż, wygrałam konkurs pisarski, fest, pierwsze miejsce w mieście piechotą nie chodzi. Było to szmat dni temu, ale nie chciałam się chwalić, ach, ta moja skromność. Jeśli się nie obrazicie, to dam tu pracę konkursową, i tak już nikt jej nie
ukradnie. No chyba, że moja klasa mnie śledzi i jest też tu. Kupię sobie rolety antywłamaniowe.
„Młodzi mają różne własne sprawy, własne zmartwienia,
własne łzy
i uśmiechy…”
Warszawa, 12 września 2012 roku
A
to jednogłośnie krzyczy - „nie kocham Cię już, nie potrzebuję Cię, nie chcę Cię
w moim życiu”.
W domu, w którym nie wolno
przeklinać, widzisz ją, jak chodzi w kółko
w
farbowanych włosach, z dudniącymi słuchawkami na uszach. Zamknięta przed
światem w swoim pokoju, tworzy układy taneczne i śpiewa. Nikt tak na prawdę nie
wie o jej zainteresowaniach. Samotna, we własnej strefie. Jest nieczuła i ma
wszystko gdzieś. Jej myśli są rozbite. Często się zawiesza i nie wie, co
powiedzieć. Kiedy ktoś ją zrani, ona odpłaca ze zdwojoną siłą. Jest wściekła,
więc pyskuje i gada jak nakręcona. Mózg ma wyprany przez rocka i rap.
Jesteś
pewien, że szukałeś właśnie jej?
Stałam bosymi nogami na kamiennej podłodze koło okna, opierając dłonie o
parapet. Obok mnie leżał telefon, czarny i cichy w świetle gasnącego dnia.
Wyglądałam raz po raz przez szybę, przykładając nos do zimnego szkła. Co chwilę
sprawdzałam, czy w rogu ekraniku komórki nie ma małej koperty i napisu
„Nowa wiadomość”. Spoglądałam na zegarek, aż nagle sobie coś przypomniałam. Nie
wiedziałam już, który wieczór spędzam przy tym cholernym oknie, wypatrując. Ale
wiedziałam, że on nie przyjdzie, że już nigdy nie powie do mnie „skarbie”, że
już nigdy nie będę całym światem, do którego chciałby wracać i miałby w tym
jakiś sens.
Warszawa, 13 września 2012 roku
Od
niedawna już nie mogę mówić „my”, a mimo to próbuję powiedzieć chociaż „ja”.
Wstałam z łóżka, wciągnęłam kapcie na stopy, otuliłam się szlafrokiem. Robię to
codziennie, choć nie widzę w tych czynnościach żadnego sensu. To, że kiedyś go
miały, nie znaczy, iż nie mógł zniknąć. Nawet nie chce mi się ładnie wyglądać,
bo i po co? Po prostu czuję się jak robot. Cel na dzisiaj? Dotrwać do wieczora,
udając szczęśliwą. Czy go spełnię? Pewnie tak, w końcu mam wieloletnią wprawę w
udawaniu normalnych uczuć.
Warszawa, 14 września 2012 roku
Mieć
złamane serce i wierzyć w miłość, to tak, jakby wywalić się na beton
i
udawać, że to trawa.
Spójrz w lustro. Co widzisz? Ja Ci
powiem, co powinnaś. Powinnaś widzieć dziewczynę, przed którą świat stoi
otworem, która nie boi się walczyć o swoje pragnienia i która każdego dnia
smaruje chleb marzeniami. Twoim odbiciem powinien być ktoś, kto się nie
poddaje, dla kogo słowa ‘nie da się’, to tylko ‘wymaga więcej czasu’. Uwierz,
ten obraz zmarnowanego człowieka nie powinien być Tobą.
Kurczę, gdy przeczytałam taką wiadomość od koleżanki, natychmiast podeszłam do
lustra. Szczerze? Załamałam się. On mnie zniszczył: On, narkotyki, papierosy,
alkohol. Dawne blond loki zastąpiłam przesuszonymi, farbowanymi na czarno
włosami, oczy straciły blask, skóra nabrała niezdrowego odcienia, paznokci
prawie nie było widać, ukazywały się jedynie krwawe końcówki płytek…
Ale nie miałam siły, by wstać, on mnie przewrócił i przygniótł, a w pobliżu nie
było nikogo, kto zechciałby podać mi rękę.
Warszawa, 15 września 2012 roku
Tak
trudno zapomnieć kogoś, kto dał Ci tyle do zapamiętania.
„Myśl o mnie. Uświadamiaj sobie, że
nie możesz się pociąć, bo każde cięcie zostawia ranę na moim sercu.”
W szkole doszło do małego spięcia. Na fizyce, na której już nie mogłam
usiedzieć, wciąż myśląc o Marku, wyjęłam cyrkiel i pocięłam się nim. Nie dużo,
12 cięć, aczkolwiek wystarczająco, aby klasa zobaczyła. Chcą mnie wysłać do
psychologa, oczywiście zakablowali nauczycielom. Dlaczego? Nie miałam pojęcia.
Dopiero słowa Konrada – „Natalia, robimy to dla twojego dobra, chcemy ci pomóc”
– sprawiły, że poczułam łzy pod powiekami i
musiałam jak najszybciej wybiec z sali.
Warszawa, 16 września 2012 roku
Dla
Ciebie wstaję w nowy dzień, w Tobie widzę cały sens… Szkoda, że Ty widzisz ten
sens w innej.
Spotkałam Marka. Przelotnie, na ulicy. Szedł za rękę z tą swoją nową ukochaną,
Marzeną, która wyglądała zupełnie, jak ja wtedy, choć już zaczęła się zmieniać.
Przypomniałam sobie nasze początki. Szaleńczą miłość, prochy, w które mnie
wepchnął, tytoń, wódka, całonocne balangi… A potem, kiedy byłam na dnie,
porzucił mnie i znalazł nową. Powinnam się pozbierać. Powinnam wrócić do życia.
Nie mogę. Chociaż był takim gnojem, wciąż go kocham, co sprawia, iż nie
funkcjonuję normalnie, nadal wyglądam niczym bezdomna, bo mu się to podobało,
nie przestałam brać. Tęsknię za nim. Tęsknię za nami.
Wysyczałam tylko znikome „cześć” i odeszłam szybkim krokiem.
Warszawa, 17 września 2012 roku
Kochają
mnie wszyscy oprócz tego, który kochać mnie powinien.
Bądź kimś, kto usiądzie obok i
wysłucha mnie. Bądź kimś, kto przytuli, gdy zobaczy chwiejącą się łzę na
koniuszku mojej rzęsy. Bądź kimś, kto zawsze będzie po mojej stronie,
chociażbym dokonywała najgorszych decyzji i robiła
największe błędy świata. Będziesz? Proszę.
Znalazłam takiego kogoś. Nawet nie wiedziałam, że to może być takie przyjemne.
Dzięki terapii, do której w końcu mnie zmusili, poznałam Elizę, dziewczynę z
podobnymi problemami. Razem poszłyśmy na zakupy, do fryzjera, by pozbyć się
tych obciążających fryzur, umalowałyśmy się i
wylądowałyśmy w kinie. Chyba się dogadamy. Dopiero teraz zrozumiałam, że odkąd
zaczęłam spotykać się z Markiem, czyli od sześciu lat, sześciu ciężkich lat
wypełnionych skrętami, tanim winem, spotkaniami towarzyskimi oraz petami, nie
miałam przyjaciół. Nawet w nowej klasie, która nie jest taka zła, mam tylko
koleżanki. Oby Eliza to zmieniła.
Warszawa, 21 września 2012 roku
Ludzie
wieczorem siedząc pod jabłonią, będą się modlić i zabijać o nią.
Nie miałam czasu ani ochoty, by pisać. Wychodzę na prostą. Wszyscy mnie
wspierają. Nawet ta psycholog nie jest zła. Ostatnio się nie cięłam, tylko
obserwowałam gojenie ran. Szkoda, że te w sercu tak szybko nie znikną.
Jeśli mam być szczera, a to jedyne miejsce, gdzie mogę taka być, to blizny oraz
świeże cięcia mnie ekscytują. Te ognistoczerwone kreski, których jestem
stwórcą, pokazują, że mam władzę nad własnym ciałem. Że nie tylko odczuwam
narzucony z góry ból, że sama mogę go dawkować.
Cholera, nie wolno mi tak pisać, bo znowu zacznę to robić.
Wspominałam kiedyś, że Eliza ma
ładne włosy? Są śliczne. I cudnie pachną.
Warszawa, 30 września 2012 roku
Słucham
muzyki, kiedy nie mogę zasnąć, nas nie ma już dawno, nie będzie już nigdy, mam
blizny, bo parę chwil pokłuło jak igły.
Nie było Cię, gdy płakałam, nie było Cię, gdy tęskniłam, nie było Cię, gdy
pokłóciłam się z matką, nie było Cię, gdy byłam samotna. Nie było Cię, gdy
miałam kilka zagrożeń, w tym z Twojego ulubionego przedmiotu, jeśli coś można
tak nazwać, nie było Cię, gdy byłam na dnie, ale zjawiłeś się, gdy powoli
wracam na szczyt, nie tęsknię, nie płaczę, mam przyjaciółkę, idzie mi nauka i
jestem w trakcie rzucania nałogów. Tylko ja się pytam - po co? Żeby znowu mnie
zniszczyć?
Byłam
w szpitalu. Przyszedł, by znów mnie strącić ze szczytu. Błagał o
przebaczenie, a ja, głupia, uwierzyłam, że się zmieni. Pokłóciłam się o to z Elizą.
Oczywiście, już pierwszego dnia wyciągnął mnie na imprezę. I co? Znaleźli
mnie pijaną, ledwo przytomną, pod jakimś mostem, pod którym mnie zostawił, gdy
zaczęłam przeszkadzać. Już mu nie wybaczę. Gdy tylko byłam do tego zdolna, a on
przyszedł, spoliczkowałam go i kazałam mu się wynosić. Na moje szczęście, całe
to zajście widziała Eliza, nie musiałam nawet przepraszać, choć i tak to
zrobiłam, i padłyśmy sobie w ramiona, a później długo stałyśmy po prostu się
przytulając.
Ona ma bardzo głębokie oczy.
Warszawa, 3 października 2012 roku
Wciąż
nie potrafimy dbać o ulicę, a chcemy podbijać kosmos i dzielić się księżycem.
Uciekłyśmy dzisiaj z lekcji, może dlatego, że pani miała pytać, a może dlatego,
że chciałyśmy pobyć same. Nasza psycholog, Karina, zainterweniowała w szkole
i Elizę przenieśli do mojej klasy. Chyba nigdy się tak nie cieszyłam.
Niby kończę z nałogiem, ale jednak zapaliłam jednego papierosa, tak, jak ona.
Siedziałyśmy oparte o komin, i paliłyśmy, wypuszczając ustami długie chmury
szarego dymu. Może to niewiele, lecz uznałam tamten moment za jeden z
najszczęśliwszych mojego życia.
Zrobiło się zimno, jednak Eliza miała sportową bluzę i ciepłą bluzkę pod
spodem, a ja tylko koszulkę, dlatego zaoferowała mi swoje nakrycie. Czy to
dziwne, że poczułam nietypowe mrowienie w miejscu, gdzie jej dłoń dotknęła
mojej skóry?
Spytałam, co by zrobiła, gdybym powiedziała, że chcę skoczyć. Uśmiechnęła się i
odpowiedziała:
-
Skoczyłabym z tobą.
A ja, niedowiarek, postanowiłam to sprawdzić, więc wstałam, wyciągnęłam rękę w
jej kierunku i kiedy poczułam dłoń dziewczyny w mojej, podeszłam do krawędzi. Wychyliłam
się lekko i spojrzałam na odległość od ziemi. Wystarczająco, aby zginąć.
Zerknęłam na nią.
-
Naprawdę chcesz to zrobić? – nie bała się. Pytała z czystej ciekawości.
Kiwnęłam głową. Objęła mnie w pasie i razem skoczyłyśmy.
Warszawa, 21 października 2012 roku
Jesteś
moimi oczami pełnymi zaufania i ramionami otulającymi najmocniej na świecie.
W przeciągu niecałego miesiąca, odwiedziłam szpital trzy razy. Z jednym
wyjątkiem – teraz nie byłam sama. Mnie już pozwolono wyjść do domu, Eliza
musiała zostać, bo to ona przyjęła na siebie większą siłę uderzenia. Nie wiem,
jakim cudem, to ja wolałabym cierpieć.
Jedyne, co mogłam robić, to odwiedzać ją i przynosić jej kwiaty. Dziewczynie
sprawiało to radość, a dla mnie nie było przykre, wręcz przeciwnie.
Kochałam jej delikatny uśmiech, kochałam jej porcelanową cerę, kochałam jej
naturalność, jej wolę walki. Kochałam ją. I chciałam dawać Elizie wszystko, co
najlepsze, oraz o wiele więcej.
Stoczyłam się na sam dół, nie było żadnej liny, która by mnie wciągnęła na
górę, i wtedy odkryłam, że nie jestem tam jedyną osobą, iż był tam ktoś, kto
mógł mi pomóc, ale tylko dzięki współpracy.
Całe życie było tylko Markiem, okrutnym, głupim facetem, dla którego straciłam
tak wiele.
Inni ludzie byli bezimiennymi, szarymi masami.
I wtedy pojawiła się Eliza, wypełniając moje myśli oraz uczucia, ratując
mnie, wywołując na mojej twarzy uśmiech, a także sprawiając, że w końcu
poczułam to, czego nigdy nie doświadczyłam z taką siłą.
Teraz miałam Elizę, nowy rozdział życia, którego nie mogłam zniszczyć. Siedząc
na łóżku koło dziewczyny i głaszcząc jej policzek, wyobrażałam sobie wydarzenia
z przeszłości, skrzętnie zapisywane w moich pamiętnikach, które po powrocie do
domu spalę. Myślałam o pięknym, majestatycznym ogniu, który je pochłonie.
Zastanawiałam się nad moją przyszłością, pierwszy raz w życiu nie myślałam o
teraźniejszości, o pieniądzach na prochy czy o ukryciu blizn. Pierwszy raz
byłam
przekonana, że mogę mieć udane życie.
Że nasze życie może być udane.
Kolejny nietematyczny post. Chyba numer trzy.
WIDZIAŁ KTOŚ, ŻE MAMY PONAD PÓŁTORA TYSIĄCA WYŚWIETLEŃ?